Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. – Najgorzej jest użalać się nad sobą. Ja nie miałem chwil załamania. Od zawsze skupiałem się na celu – opowiada 40-letni kierowca, który jest ambasadorem projektu Avalon Extreme, mającym skupiać osoby niepełnosprawne uprawiające sporty ekstremalne.
Niemożliwe nie istnieje – to dla Pana frazes czy coś więcej?
Stwierdzenie mocno wyświechtane, ale równie mocno w nie wierzę. Naprawdę można zrobić mnóstwo rzeczy, jeśli tylko się tego chce.
Pan chciał jeździć samochodem rajdowym i jeździ, jednak w stanie, no właśnie, w jakim?
Z bardzo potężnym paraliżem czterokończynowym. Mam uraz rdzenia kręgowego na wysokim poziomie C5. Mam sparaliżowane tułów, nogi i w większości ręce – palce, nadgarstki, triceps i barki. Na co dzień tego nie widać, bo siedzę na teoretycznie zwykłym wózku inwalidzkim. Jednak jest to wózek elektryczny, a ja stabilizuję się ortezami. Ładnie wyglądam, ale szklanki z wodą nie podniosę (śmiech).
Cały wywiad ukazał się w Polsce The Times.