Przed nami trzecia edycja Wheelmageddonu, ekstremalnego wyścigu na wózkach inwalidzkich. Rozmawiamy z Tomaszem Bidusiem, organizatorem zawodów, który na co dzień jest zawodnikiem rugby na wózkach, trenerem personalnym. Jak przekonuje, nie wyobraża sobie życia bez sportu i tym samym inspiruje innych do aktywności.
To już kolejna edycja Wheelmageddonu. Czy z każdą kolejną edycją organizacja jest łatwiejsza?
Przed nami trzecia edycja, ale wyzwań nie brakuje. Największym z nich jest oczywiście stworzenie takiej trasy, która będzie atrakcyjna z perspektywy uczestników, ale również da im prawdziwą satysfakcję, gdy już zameldują się na mecie. Oczywiście, pod kątem organizacji rośnie nasze doświadczenie, możemy także liczyć na wsparcie wolontariuszy, którzy chcą brać czynnych udział w projekcie Avalon Extreme. Ubiegły rok był dla nas wszystkich wielkim testem. Zdaliśmy jednak egzamin. Wheelmageddon okazał się sukcesem frekwencyjnym i organizacyjnym, a teraz naszym celem jest konsekwentny rozwój jedynego w Europie wyścigu terenowego na wózkach inwalidzkich.
Czy zainteresowanie udziałem w Wheelmageddonie rośnie?
Frekwencja z każdą kolejną imprezą jest coraz większa. Rok temu rozpoczynaliśmy z kilkunastoma osobami na starcie. Były to wyłącznie osoby z niepełnosprawnością, które identyfikują się z Avalon Extreme. Kilka miesięcy później, w październiku uczestników było już prawie 30. Ponadto, nie zabrakło osób sprawnych, które szukają nowych wyzwań. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, trzecia edycja będzie rekordowa. Optymistycznie, w rywalizacji może wziąć udział ponad 40 prawdziwych twardzieli.
Przeczytaj cały wywiad: