Rozmowa z Tomaszem Bidusiem, wieloletnim kapitanem reprezentacji Polski w rugby na wózkach.
“Choć poruszam się na wózku, nie tylko staram się żyć pełnią życia, ale i wymagam od siebie więcej” – to Pana słowa…
Moje, ale nie tylko moje. Jest wiele osób z niepełnosprawnością, które na przekór swym niedoskonałościom, mankamentom, barierom czy jak je nazwiemy, czerpie z życia pełnymi garściami, cieszy się nim, śmieje. Dla siebie, czasem, by udowodnić, że jednak coś może. Jeśli już mówimy o mnie, to taki po prostu jestem, że jak coś robię, to zawsze na sto procent, w pełni się temu oddając. Takie choćby rugby, dla niego jestem w stanie wstać przed szóstą rano, skoro świt pójść na trening, czegoś sobie odmówić.
Rugby to sport dla twardzieli, mocny, ostry, zdecydowany, bezpardonowy…
… a tu uprawiamy go my, faceci na wózkach, prawda? To, że ktoś nie może samodzielnie chodzić, nie jest stuprocentowo sprawny, nie znaczy, że nie może odczuwać pędu do wysiłku, aktywności fizycznej, chęci do własnego rozwoju. Tak, rugby w swym założeniu zrzesza ludzi mocnych, charakternych, to sport niezwykle ciężki, kontuzyjny. Ale dla nas nie stanowi to jakiejś przeszkody. Staramy się pokazywać i przekonywać, że wszystko jest kwestią charakteru, a nie stanu, w jakim znajduje się człowiek. Sport w szerokim pojęciu w ogóle bywa dla osób z niepełnosprawnością czymś nie do przecenienia, czymś absolutnie wyjątkowym, bo jeśli ktoś się w nim odnajduje, to niemal zawsze odnajduje się w życiu.
Wywiad z Tomaszem Bidusiem ukazał się w Naszym Dzienniku.