Gdyby ich połączyć, powstałby gracz idealny. – Mama zawoziła mnie maluchem na Tarchomin na trening piłki, a potem do “elektronika” na Żoliborz na koszykówkę. A potem rodzice się wymieniali. Tata wiózł Roberta na kosza, a potem na piłkę – wspominają po latach Łukasz i Robert Pacochowie – koszykarscy bracia ze stolicy.
To jeszcze ktoś o nas pamięta? – rzuca Robert, gdy staram się namówić go na rozmowę o nim i jego bracie.
Są koszykarskim odpowiednikiem Michała i Marcina Żewłakowów – bliźniaków, którzy wybili się ze stołecznych boisk i zrobili głośne piłkarskie kariery. Niemal, bo jednak bracia Pacochowie wyraźnie się od siebie różnią.
(fot. Agencja Gazeta)
Więcej na ten temat: