Pierwszy raz na monoski usiadłem w 2009 roku. Dwa lata wcześniej miałem wypadek. Spadłem z ponad sześciu metrów na plecy. Kręgosłup się rozsypał. Byłem skazany na wózek, ale sport znów dał mi radość z życia. Miejsce, w którym teraz się znajduję, zawdzięczam uporowi i konsekwencji – mówi Igor Sikorski, jeden z najlepszych niepełnosprawnych narciarzy na świecie.
Damian Bąbol: W Pjongczangu trwają zimowe igrzyska paraolimpijskie, a ty jesteś wymieniany, jako jeden z naszych głównych kandydatów do zdobycia medalu.
Igor Sikorski: To prawda. Wyniku Pucharu Świata są obiecujące. W poprzednim sezonie zdobyłem wicemistrzostwo świata, więc z Korei postaram się wrócić z medalem, kto wie może nawet ze złotym. Nie chciałbym jednak składać żadnych deklaracji, ponieważ w sporcie wszystko jest możliwe. Daję z siebie wszystko. Mam za sobą już start w downhillu, który nie jest moją specjalnością. Była nawet szansa na trzecie miejsce, ale przytarłem skorupą o śnieg i wytraciłem prędkość. Skończyłem na 15. pozycji. Nieco lepiej poszło mi w supergigancie, w którym byłem dziesiąty. Pojechałem na tyle, ile się dało. Spóźniłem mocno dwa skręty i przez to straciłem 2.58 s do zwycięzcy, Kanadyjczyka Kurta Oatwaya. W środę, czeka mnie ostatni start w superkombinacji. Rywalizuję w pozycji siedzącej [kategoria LW11] na monoski, czyli na jednej narcie. Na niej zamontowane jest specjalnie siedzisko. Podczas jazdy pomagam sobie kijkami z płozami.
Jakie warunki panują w Korei Południowej? Jest tak samo zimno jak podczas lutowych igrzysk?
Jest o wiele cieplej. Na szczęście, stok jest dobrze przygotowany. Cztery lata temu w Soczi pod tym względem był dramat. Organizatorzy nie udźwignęli zadania. Trasa slalomu była dziurawa, wyglądała jak pole kartoflowe. Z 40 zawodników, tylko 16 ukończyło rywalizację. To jakiś ewenement. Ja zakończyłem zawody na 13. pozycji. W Pjongczangu pod tym względem ma być znacznie lepiej.
(fot. Igor Sikorski / Facebook)
Przeczytaj cały wywiad: