Postawieni pod ścianą właściciele mieszkań zaczną spuszczać z tonu. Warunki mogą dyktować klienci z gotówką.
Rynek mieszkań wstrzymał oddech. Na razie, jak mówi Joanna Lebiedź, właścicielka agencji Lebiedź Nieruchomości, zamykane są transakcje zainicjowane przed wybuchem epidemii. W blokach startowych są także inwestorzy. – Spora ich grupa jest zorientowana na ulokowanie kapitału właśnie teraz i właśnie w nieruchomościach – ocenia pośredniczka.
Łowcy okazji, jak zauważa Marcin Jańczuk, ekspert Metrohouse, mają z powodu restrykcji ograniczone możliwości. – Wielu jednak nie próżnuje. Dość mocno monitorują rynek – mówi. Za „dosyć” ryzykowne ekspert uznaje teraz „flippy”, czyli mieszkania do remontu, które po szybkiej modernizacji odsprzedaje się z zyskiem. – Nie jesteśmy w stanie przewidzieć następstw obecnej sytuacji – tłumaczy. – Okazyjny zakup może się okazać wcale nie tak okazyjny, kiedy będziemy chcieli sprzedać mieszkanie za pół roku. Ceny mogą się zmienić, choć nie wiadomo, jak bardzo.
Więcej na ten temat: