Automaty paczkowe wyrastają jak grzyby po deszczu. Jest ich w Polsce już kilkanaście tysięcy. A każdy tydzień przynosi informację o kolejnych. Mają licznych zwolenników, ale ostatnio ujawnili się także ludzie obawiający się, jak to sami określili, „paczkomatozy”. Czy mają rację? Czy w Polsce zbliżamy się do przesycenia rynku?
Głośno o sprawie zrobiło się w grudniu 2020 r., gdy na wrocławskim Biskupinie InPost postawił mierzący około 12 metrów paczkomat, bardziej przypominający mur nie do sforsowania niż urządzenie służące do dystrybucji przesyłek. Jak doniosły lokalne media, miejscowi szybko nazwali go „Godzillą” – od imienia legendarnego japońskiego jaszczura-giganta, a miejski konserwator zabytków wydał decyzję o usunięciu urządzenia.
W tym samym miesiącu Miasto Jest Nasze – najbardziej znana polska organizacja z grona tzw. ruchów miejskich – opublikowało raport pt. „Dzika logistyka miejska. Co zrobić, aby e-commerce nie zrujnował nam życia i nie zniszczył naszych miast”, w którym postuluje, najogólniej rzecz biorąc, stworzenie publicznego systemu dostarczania paczek, z udziałem przesyłkomatów (ciekawy neologizm po tym, jak InPost zastrzegł sądownie słowo „paczkomat”), tramwajów towarowych i rowerów cargo.
Więcej na ten temat: