Miał pobić rekord Henryka Jaskuły, który samotnie opłynął świat w ciągu 178 dni, ale z powodu awarii kilu, rejs rozpoczęty w portugalskim Cascais zakończył w RPA. Zbigniew Gutkowski opowiada o przygotowaniach i przebiegu samotnej wyprawy dookoła świata oraz nieudanych planach startu w Vendee Globe.
W 2015 roku zapowiedział pan chęć startu w Vendee Globe w 2016. Dlaczego to się nie udało?
Nie jest tajemnicą, że żeglarstwo oceaniczne na najwyższym poziomie jest jednym z najdroższych sportów na świecie. Nie każdy zawodnik, szczególnie jeśli pochodzi z kraju o mniejszych tradycjach żeglarskich, ma szansę, aby realizować nawet najbardziej ambitne cele. Miałem to szczęście, że jako pierwszy Polak w historii stanąłem w 2012 r. na starcie tych legendarnych regat. Rok temu zabrakło mnie w elicie, ponieważ nie chciałem walczyć o przetrwanie, a realnie o jak najlepszą lokatę. W żeglarstwie oceanicznym trwa nieustający wyścig zbrojeń, prym w nim wiodą Francuzi, którzy mają niemal nieograniczone wsparcie z budżetu państwa. U nas sytuacja wygląda zdecydowanie inaczej, a ja jestem na tyle ambitny, że nie akceptuję półśrodków. Start dla samego startu nie stanowi dla mnie satysfakcji, ale mam nadzieję, że w przyszłości powtórzę wyczyn sprzed pięciu lat i będę miał okazję osiągnąć jak najlepszy wynik.
Kiedy pojawił się pomysł opłynięcia świata solo non stop?
Ten pomysł kiełkował we mnie od dłuższego czasu. Brakowało mi pływania na dużych akwenach, dlatego zdecydowałem się podjąć wyzwanie i po raz kolejny przepłynąć świat.
Przeczytaj cały wywiad: