Jeszcze u ubiegłym roku praca zdalna traktowana była jako dodatek motywacyjny, który wydzielany był ostrożnie przez pracodawców. Po pierwsze, jako dodatek stanowił swego rodzaju „dobro luksusowe” – premię, która pozwalała wynagrodzić pracownika na przykład za dobre wyniki pracy lub za staż w danej organizacji. Po drugie, pracodawcy nie zawsze wierzyli pracownikom w ich dobre intencje, czy to związane z efektywnym zarządzaniem własnym czasem z domu, czy też obawiali się, że do poufnych danych firmowych mogą mieć dostęp osoby trzecie, które akurat przebywają z pracownikiem w miejscu, skąd pracuje.
Wiosna bieżącego roku diametralnie zmieniła podejście pracodawców do pracy zdalnej. W dobie COVID-19, kiedy zobligowani byliśmy do pozostawania w domach, alternatywą dla pracodawców było zawieszenie działalności, czego nikt nie chciał, jeśli tylko można było tego uniknąć. Stąd większość firm pracujących na co dzień z biura gorączkowo poszukiwała takich narzędzi technologicznych, które pozwoliłyby im kontynuować pracę w sposób możliwie najbardziej niekolizyjny.
Pierwszym wyzwaniem, z jakim musiało zmierzyć się wiele firm, był brak odpowiedniego wyposażenia pracowników. Hurtownie sprzętu komputerowego przeżywały oblężenie w marcu, kiedy praktycznie niemożliwe było zamówienie większej liczby laptopów, czego wynikiem był ogromny popyt i brak możliwości szybkiego importu z Chin – z kraju, który wówczas był w zasadzie odcięty od świata.
Cały materiał można przeczytać w Gazecie Finansowej.