Z ambasadorami Avalon Extreme: Tomaszem Bidusiem, wieloletnim kapitanem reprezentacji Polski w rugby na wózkach, wielokrotnym mistrzem kraju w tej dyscyplinie, Sebastianem Luty, ekstremalnym kierowcą rajdowym, uczestnikiem wyścigów samochodowych i Bartoszem Ostałowskim, uczestnikiem Driftingowych Mistrzostw Polski i Europy, rozmawiała Katarzyna Mazur.
Sport pojawił się w Waszym życiu przed czy po wypadku?
Tomasz Biduś: Towarzyszy mi od zawsze. Na początku było to rzucanie kamieniami w szyby sąsiadek (śmiech). A całkiem serio, pierwszą moja ulubioną dyscypliną była piłka nożna oczywiście. Potem były SKS-y w szkole, zawody międzyszkolne, klub piłki nożnej. Zatem ten sport był zawsze, było go dużo, ale nie miał formy zawodowstwa. Nie miałem planów, że będę drugim Bońkiem – wtedy jeszcze nie było Lewandowskiego (śmiech). W każdym razie sport miał na mnie niebagatelny wpływ.
Bartosz Ostałowski: Motorsport był moją pasją przed wypadkiem, w zasadzie od dziecka. Kiedy do niego doszło, zaczynałem swoje pierwsze starty. Długo nie mogłem uwierzyć, że uda mi się do tego wrócić.
Sebastian Luty: Zdecydowanie był od zawsze. Kiedy już po wypadku doszedłem do tego, że nie ma się co nad sobą użalać, trzeba działać, jedną z pierwszych myśli był powrót do aktywności za kółkiem.
Jak dużo czasu musiało minąć od wypadku, żebyście uznali, że dacie radę, że aktywność to dla Was jedyna słuszna droga?
Tomasz Biduś: Jak patrzę z perspektywy tych 23 lat – dość szybko, ale procesowo. Bo to trzeba zaznaczyć, to zawsze jest proces. Emocje, które towarzyszą samemu wypadkowi i to, co przychodzi później, jest traumatyczne. Każdy przeżywa to na swój sposób, każdy jest indywidualnością, ma inne podejście do życia. Mi pomógł waleczny charakter, osobliwe podejście do życia i duch sportowca właśnie. Uległem wypadkowi jako siedemnastolatek, nie miałem jeszcze wówczas skonkretyzowanych planów na przyszłość, ale moje idealne nastoletnie życie zostało wywrócone do góry nogami. Miałem w zasadzie dwa wyjścia – mogłem tkwić w stanie marazmu, poddać mu się i egzystować przykuty do łóżka albo uznać, że może nie do końca sprawny, ale mam prawo chcieć jeszcze czegoś od życia i coś ze sobą robić. Warto tu chyba zaznaczyć, że na początku nie miało to o czym tu mówię nic wspólnego ze świadomymi decyzjami. Wszystkim kierował impuls, predyspozycje, szczęśliwe zbiegi okoliczności. Ktoś wskazał mi możliwą do obrania drogę, kto inny udzielił wskazówek, jeszcze inny pomógł po tej nowej ścieżce iść. Uważam, że jestem w czepku urodzony, spotykałem na swojej drodze niezwykłych ludzi i czerpałem od nich wiedzę.
Bartosz Ostałowski: U mnie zaczęło się od tego, że po wypadku chciałem się nauczyć chociaż prowadzić samochód. Nawet przez chwilę nie pomyślałem, żeby wracać do motorsportu. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Bez specjalnych oczekiwań, ze świadomością swojej niepełnosprawności, postanowiłem spróbować. Dziś mam za sobą sukcesy, a moja historia potwierdza, że chcieć, to móc. Tym bardziej, że udało mi się wrócić nie tylko do wyścigów, ale i do malowania, które przed wypadkiem także było moją pasją. Na początku nie potrafiłem sobie wyobrazić, w jaki sposób można osiągnąć precyzję potrzebną w malarstwie, mając do dyspozycji tylko stopy. Moje myślenie zmieniło się, kiedy zobaczyłem prace niepełnosprawnych artystów. Były, w mojej ocenie – niektóre – lepsze od prac artystów pełnosprawnych. Postanowiłem więc, że spróbuję i ja. Początki były straszne, bolały mnie wszystkie mięśnie, nie potrafiłem znaleźć odpowiedniej pozycji, przy której nie odczuwałbym aż takiego dyskomfortu. Ale przetrwałem najtrudniejszy czas i dziś mogę się cieszyć i z tej formy aktywności. Tworzę, wystawiam, malarstwo jest naturalnym elementem mojej rzeczywistości. A zaraz po wypadku wydawało się to niemożliwe. Przecież ręce to nieodzowny element tak dla kierowcy, jak i artysty malarza, rysownika, grafika.
Sebastian Luty: Po to powstają takie inicjatywy jak Avalon Extreme, takie projekty, żeby taka myśl rodziła się w głowach jak najszybciej. Żeby lęk i niemoc nie zdominowały codzienności. Oczywiście, że można się załamać, można nie wychodzić z domu, nic nie robić. Ale my chcemy pokazać, że to jest najgorsza z możliwości. Oczywiście że miałem chwile zwątpienia, natomiast to nie były długie stany depresyjne, dość szybko przekuwałem je na działania, nie widząc alternatywy. Bo jaka jest? Albo żyjesz, działasz, robisz nawet więcej niż możesz, albo siedzisz w domu i nic nie robisz i jesteś takim trochę pasożytem systemowym. Patrząc na te dwa wybory, nie masz w gruncie rzeczy wyjścia.
Bartosz Ostałowski: Tak, Avalon Extreme przełamuje schematy.
Cały wywiad można przeczytać w najnowszym wydaniu magazynu Gentleman.